Przystanki autobusowe w Lęborku notorycznie padają ofiarą wandalizmu. Usuwanie wulgarnych napisów i naprawianie zniszczeń jest jak walka z wiatrakami.
– Notorycznie dostajemy zgłoszenia o aktach wandalizmu na przystankach autobusowych – podaje Adam Smoliński, kierownik Wydziału Utrzymania Dróg i Terenów Komunalnych Urzędu Miejskiego w Lęborku. – Za każdym razem wysyłamy ludzi, aby usunęli napisy, malowidła i obejrzeli także inne przystanki, które nie zostały zgłoszone. Wszystko jednak bardzo szybko wraca do stanu poprzedniego i zaraz potrzebna jest kolejna interwencja. To dosyć kosztowny i czasochłonny problem.
Burmistrz Lęborka Witold Namyślak zapewnił o zwiększeniu ilości obszarów z aktywnym monitoringiem. To nie odstrasza jednak niszczycieli. Problemem może być zbyt mała liczba strażników miejskich. – Nasze możliwości są ograniczone – mówił Stanisław Olszewski, komendant Straży Miejskiej w Lęborku. – Mamy zaledwie dwa patrole, które działają na zmianę. Nie są w stanie poradzić sobie z całym miastem, dlatego często sprawy przekierowujemy na policję. Mamy po prostu mało ludzi.
Tymczasem burmistrz miasta twierdzi, że brakuje obecnie pieniędzy na zwiększenie etatów Straży Miejskiej.
Fot. Kacper Konopiński