W sobotę, 27 sierpnia strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Łebie otrzymali informację, że na ul. Sosnowej, ok. 40-letni mężczyzna został użądlony w język przez pszczołę. Otworzył puszkę z napojem i nawet nie zauważył, kiedy usiadł na niej owad. Jak się okazało 40-latek uczulony jest na jad błonkoskrzydłych i nastąpiła reakcja uczuleniowa. W tym czasie karetka pogotowia była poza Łebą.
W takiej sytuacji liczyły się minuty, a może nawet sekundy. Po chwili mężczyzna nie mógł już mówić i groziło mu uduszenie się. Na miejsce zdarzenia przyjechał komendant OSP w Łebie Sebastian Kluska samochodem patrolowym nissan navara.
– Zgodnie z procedurą po przyjeździe powinienem opiekować się poszkodowanym na miejscu do czasu przyjazdu karetki, ale gdybym tak zrobił, to ten mężczyzna pewnie by się udusił – mówi Sebastian Kluska. – Musiałem podjąć szybką decyzję o transporcie do najbliższej placówki medycznej, chociaż wożenie pacjentów wozami strażackimi jest zabronione.
I właśnie ta decyzja uratowała życie. W punkcie medycznym turysta otrzymał zastrzyk i po 10 minutach opuchlizna ustąpiła.
Komendant OSP zwraca jednak uwagę na jeszcze jedno zagrożenie – brak odpowiedniego zabezpieczenia medycznego w Łebie podczas sezonu. W wakacje przyjeżdża tutaj nawet 100 tys. ludzi i do dyspozycji jest tylko jedna karetka pogotowia. Gdy wyjeżdża ona z pacjentem do szpitala w Lęborku, miasto pozbawione jest mobilnego punkty pomocy. Sytuacja ta jest szczególnie uciążliwa, gdy z Lęborka do Łeby trzeba jechać objazdem.
Tylko w te wakacje, w czasie gdy brakowało w Łebie karetki, strażacy z OSP Łeba byli 10-krotnie wzywani do udzielenia pomocy medycznej. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w jednym wypadku karetka nie zdążyła na czas. Mężczyzna zmarł na zawał serca. Może już czas, aby władze, nie tylko Łeby ale także powiatu i samorządu województwa pomorskiego, który rozdziela pieniądze, zdecydowały o poprawie zabezpieczenia medycznego Łeby w sezonie.
Adam Reszka