Rozmowa z Małgorzatą Bury – artystką, która wytwarza nietuzinkową biżuterię, która pracuje i sprzedaje swoje prace pod pseudonimem GOSHA BU.
Wytwarza Pani niespotykaną oraz niezwykłą biżuterię. Proszę mi powiedzieć skąd się wziął pomysł na wyrabianie biżuterii, jak to się zaczęło?
– Zaczęło się w zasadzie już w okresie szkolnym. Mama nie dała mi kieszonkowego na prezent urodzinowy dla koleżanki. Miałam w domu resztki innej biżuterii, kolorowe kulki ze sklepu za 5 zł i zrobiłam wtedy swoją pierwszą w życiu parę kolczyków.
Jakie przesłanie ma nieść Pani praca, skąd Pani czerpie inspirację?
– Jest to biżuteria na odwagę, my kobiety w Polsce możemy uzewnętrznić swój charakter poprzez ubiór, czy np. właśnie biżuterię. Moje klientki są rzeczywiście kobietami dość pewnymi siebie o silnych charakterach oraz silnym usposobieniu, chcą one eksponować na zewnątrz to, kim są, poprzez modę. Moje dotychczasowe prace powstawały głównie z użyciem piór. Dlaczego pióra? To proste, ponieważ ptaki są symbolem wolności. Jednak teraz jestem u końca swojej działalności z tym konkretnym materiałem i przechodzę w inne tematy biżuteryjne, ale wegańskie. Kiedy zaczynałam moją przygodę z piórami, to moje prace były skromne, przywiozłam swoje pierwsze kogucie pióra z Bali i stworzyłam pierwszą kolekcję, a było to osiem lub dziewięć lat temu. I kiedy to się rozkręciło, zdałam sobie sprawę, że ja wcale nie chcę bazować na tym materiale, bo nie chcę „używać” świata zwierząt. Piórko jest darem od najlepszego artysty z nas wszystkich. Moje prace są podzielone na różne modele. Wszystko obraca się w granicach pięciu elementów: woda, ogień, powietrze, ziemia oraz eter. I właśnie to stało się inspiracją do nowej kolekcji. Bardzo inspiruje mnie również astrologia, bo wszystkie znaki astrologiczne, a jest ich dwanaście, dzielone na cztery, wszystkie znaki zodiaku mają swój element. Prace są oparte na świecie symboli i ukrytych znaczeń. Chodzi o uchwycenie czegoś i trafienia ze znaczeniem w tzw. punkt. Jednak mówimy tutaj o projektach powtarzalnych, które można zrobić w większej ilości. Bo jeśli wrócimy do tematu biżuterii z piórami, to nie da się tego powtórzyć. Lata spędziłam na szukaniu piórka do pary. Nie da się tego zrobić na szerszą skalę. Są to prace sezonowe, masz takie piórko-używasz takiego piórka. Nie powtórzysz tego, to jest jedyne i niepowtarzalne. W tych nowych modelach: Lava, Dragon, Cleopatra, to już wchodzimy w archetypy, które wchodzą w elementy. Gdy zobaczysz projekt Cleopatra – widzisz, że to jest ziemia.
Pani prace wyglądają bardzo egzotycznie, czy jest to motyw indiański, czy jakiś inny?
– Nie sposób określić konkretnego motywu moich prac. Jest po prostu niepowtarzalny oraz wyjątkowy. Jest on na poziomie designerskim. Nie da się go wrzucić w jakieś pudełko, bo to nie jest ani boho, ani nie jest cyrkowe, to jest po prostu sztuka.
Nazwa GOSHA BU brzmi bardzo tajemniczo, co oznacza?
– Nazwa GOSHA BU jest niczym innym jak właśnie pseudonimem artystycznym. Jest to nietypowe połączenie mojego imienia oraz części nazwiska.
Z jakich materiałów korzysta Pani, aby stworzyć tak niepowtarzalną biżuterię?
– Materiałami, którymi się posługuję to np. resztki skór z takiej firmy, która produkuje torebki i nerki; cekiny, kółeczka, koraliki, blaszki, żywica epoksydowa, to co się znajdzie, co zainspiruje, nawet jeśli jest to muszelka. Są to działania spontaniczne i twórcze.
Jak wygląda proces tworzenia tego typu biżuterii? Czy jest on czasochłonny?
– To materiał warunkuje i inspiruje, a nie odwrotnie. Czyli nie jest tak, że myślę „o zrobiłabym kolczyki z cekinami”, nie. Nagle trafia mi się jakaś paczka cekinów, które na przykład dostaję w prezencie i mówię wow, ale świetne cekiny. I właśnie w tym momencie zaczyna się dopiero proces. Po tej myśli wymyślam prototyp, następnie szukam większej ilości takich cekinów, które mogłabym użyć w innych projektach. Patrzę na to co mam przed sobą i zastanawiam się jak tego użyć. Proces oczywiście jest bardzo czasochłonny. Niektóre projekty zajęły mi lata, aby umieć je skomponować. Wcześniej, gdy pracowałam na piórach mówiłam, że jestem kompozytorką, jednak teraz mówię, że jestem architektem. Gdy zobaczysz te prace bez piór, zobaczysz, że jest to konstrukcja. I jest to bardzo skomplikowane oraz czasochłonne, nawet samo podwykonanie takiego modelu. Sam komplet dragon, czyli nausznice oraz kolczyki to jest ponad 330 elementów. Mówimy tu o jednym komplecie. I ktoś te 330 elementów przepuszcza przez swoje dłonie.
Z jakich materiałów wyrabia Pani biżuterię?
– W pracowni korzystamy z co najmniej sześciu różnych rodzajów kleju, a klejenie odbywa się w różnych technikach. Wszystkiego jednak nauczyłam się metodą prób i błędów. Wiedza poprzez doświadczenie, a nie poprzez to, że ktoś mnie tego nauczył. I dzięki temu jest to takie unikatowe. Biorę to co jest w naturze najlepsze i to wykorzystuję. Tak samo jak znajdę jakiś inspirujące resztki materiałów, czy na przykład kawałek grzyba w lesie, jest taki projekt na stronie, w który są oderwane od drzewa narośle grzybowe, które wysuszyłam, potem zatopiłam w żywicy epoksydowej, a następnie zrobiłam z tego pierścionki. Ja nic nie wymyślam, ja wykorzystuję.
Prowadzi Pani warsztaty grupowe. Czego można się na nich nauczyć?
– To czego ja uczę, to nie jest odkrywanie talentów. Każdy swój talent ma, ja mogę pomóc odzyskać pewność siebie. Pokazać, że ktoś ma w rękach talent, tylko był po prostu był dotąd uśpiony lub niezauważony. Dzielę się swoim doświadczeniem, które zdobyłam. Pokazuję jak używać narzędzi, jakiego kleju użyć, żeby zrealizować swój pomysł i jak to zrobić, aby było to trwałe. Nie uczę swojej estetyki, bo to nie miałoby sensu, bo każdy ma swój gust i każdemu podoba się coś innego. Wydobywam z osoby, czego ona naprawdę chce i pomagam jej zrealizować swój projekt. Oficjalnie warsztaty nie zostały jeszcze ogłoszone, bo jest to akcja na 2025 rok, więc złożyło się idealnie. Dosłownie trzy dni temu skończyłam swoje ostatnie kolczyki z piórami, ale zostało mi ich jeszcze dosyć sporo, dlatego będzie można je wykorzystać również na warsztatach, ale oprócz tego można dowieźć również swoje własne materiały.
Czy sama znajdywał Pani pióra do swoich prac? Wiążą się z nimi jakieś historie?
– Pierwsze pióra jakie przywiozłam pochodziły z walki kogutów na Bali. Tłum mężczyzn wyszedł tamtego dnia ze świątyni, weszłam na tą arenę po walce kogutów i zapytałam dwóch Panów, czy mogę zabrać te pióra, które leżały na arenie. I z tego powstał jeden wieki kolczyk z kogucich piór. Później podczas swojej dwumiesięcznej podróży po Bali cieszył się on nie małym zainteresowaniem. W międzyczasie spotkałam Pana, który miał przyczepione do wózka z rzeczami do sprzątania, szczotki do zmiatania kurzu zrobione z kogucich piór. Odkupiłam od niego te dwie szczotki, w hotelu rozebrałam je na części i w książkach przywiozłam do Polski. Gdy wróciłam zrobiłam pierwszą w życiu kolekcję z użyciem właśnie tego materiału.
Pani biżuteria jest niezwykła, jakiego rodzaju klientki kupują taką biżuterię?
– Często są to kobiety, które są na przełomowym momencie swojego życia, czyli „teraz czas na zmiany, stawiam na siebie, robię co chcę” lub kobiety, które są już kobietami sukcesu, które chcą siebie uhonorować tą biżuterią. Raczej nie przychodzą do mnie szare myszki, a jeśli przychodzą to szybko odchodzą albo szubko się transformują.
Czy ma Pani swoich stałych klientów? Czy trudno jest Pani znaleźć nowych nabywców?
– Przez ostanie dwa lata unikałam social mediów, ponieważ każde wrzucenie, powodowało zapytania o prace, które były robione np. pięć lat temu, a tego nie da się powtórzyć. Skupiłam się teraz na modelach powtarzalnych, aby wyjść na nowo do świata z tematem, który również jest spektakularny oraz unikatowy. Jeśli chodzi o klientów bazuje głównie na poczcie pantoflowej. Funkcjonuje głównie dzięki stałym klientom i dzięki nim mogłam właśnie wycofać się z social mediów. Ciężko jest być artystą w Polsce. Gdy miałam firmę jednoosobową, to zajmowałam się jednocześnie księgowością, social mediami, projektowaniem i wykonywaniem. Była to praca na cztery etaty. Nie obyło się bez nerwów. Ale od tamtej pory minęło już trochę czasu. Nie jestem już na tym „statku” sama. Mam swoje współliderki. Lubię być w ruchu, lubię podróżować i nie mam zamiaru tego zmieniać. I przez to tak zaprojektowałam ten system, że każda kobieta, która ze mną współpracuje ma swoją robotę zamknięta w takim dużym pudełku A3. Ma wszystko co potrzebuje, wszystko możemy dosłać, każda z nas ma swobodę ruchu. Skoro projektuję taką wyzwalającą biżuterię, a ograniczałabym kogokolwiek, że musi być sztywno w pracy od 8-16, to była by czysta hipokryzja.
Aktualnie prowadzi Pani sprzedaż w internecie. Czy myślała Pani o otworzeniu stacjonarnego sklepu?
– GOSHA BU głównie bazuje w internecie i tak na razie pozostanie, ponieważ nie muszę być konkretnie w jednym miejscu. Stawiamy również na warsztaty oraz wystawy. Tak jak byłam w październiku na Milano Jewelery Fashion Week, było to dla mnie ogromnym wyróżnieniem, ponieważ spotkałam innych artystów. Nie chcę rezygnować z podróży.
Przeprowadziła się Pani do Lęborka dwa miesiące temu. Dlaczego Lębork i czy zostanie tu Pani na dłużej?
– Zatrzymałam się w Lęborku, ponieważ mam tu przyjaciółkę. Umówiłyśmy się, że z tego miejsca będzie wysyłka prac. Mam tu również ludzi do wysyłania, czy do pomocy oraz jedną z kobiet, z którą bardzo blisko współpracuję. Więc mam tutaj kobiece wsparcie i mogłam się tutaj zatrzymać na dwa miesiące, aby dokończyć prace no i teraz zostawiam wysyłkownię, skupiam się na zaproszeniach na warsztaty i na działaniach w social mediach, i lecę w weekend do Tajlandii. Gdy wrócę na przełomie maja/czerwca myślę nad przeprowadzką do Szwajcarii, ale biznes i wysyłki chcę mieć nadal z Polski.
Dziękuję za rozmowę.




