Interpelacje i zapytania to święte prawo radnych i chętnie z niego korzystają. Niektórzy przywilej ten zbyt mocno wzięli sobie do serca. O ile radni ze Słupska i Bytowa do pisania pism podchodzą ze zdrowym rozsądkiem o tyle w Lęborku trwa swoisty pojedynek, a radni wyznają tam zasadę: im więcej, tym lepiej. Interpelacje i zapytania składane są na piśmie do przewodniczącego rady, który przekazuje je niezwłocznie wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta. Osoba przez niego wyznaczona lub on sam jest zobowiązana udzielić odpowiedzi na piśmie nie później niż w terminie 14 dni od dnia otrzymania takiego pisma.
Dzielny obserwator ze Słupska
Słupsk jest największym miastem w regionie, liczy około 90.000 mieszkańców. Radni miejscy chyba nie lubią za bardzo pisać, bo w minionym roku złożyli tylko 54 interpelacje i zapytania. W porównaniu z Bytowem, a w szczególności z Lęborkiem, gdzie złożono… ponad 300 pism wypadają słabo. O co pytają radni? Bardzo różnie, przeważnie były to sprawy lokalne, dotyczące remontów dróg, naprawy oświetlenia, wycinki drzew wokół składowiska odpadów w Bierkowie, udziału Słupska w drugiej edycji naboru wniosków o bezzwrotne dofinansowanie inwestycji z Rządowego Funduszu Polski Ład, Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków, zbiorników retencyjnych przy ringu, a także poprawy działania komunikacji. Prym w zadawaniu pytań wiódł Bogusław Dobkowski, w minionym roku złożył 25 interpelacji i zapytań. Kolejne miejsca należą do Renaty Stec (8) oraz Beaty Chrzanowskiej. Radnemu Dobkowskiemu nie umknie najmniejsza dziura w ulicy, czy zaniedbany lub zdewastowany park i skwer.
– To nie pierwszy rok, gdy wysłałem najwięcej interpelacji i zapytań – uśmiecha się radny. Skąd biorę te uwagi? Przede wszystkim słucham ludzi. Kilka dni temu miałem dyżur radnego, ostatnio mi mówiono, że nikt nie przychodzi, a do mnie z prośbą o interwencję zgłosiło się pięć osób z różnych części miasta i z bardzo różnymi problemami. Świadczy to o tym, że ludzie mnie znają, darzą zaufaniem i wiedzą, że nie zostawię ich sprawy bez załatwienia. Do tego dochodzi jeszcze samoobserwacja, żona się śmieje, że gdy jedziemy samochodem to moja głowa porusza się na prawo i na lewo, to na elewację, znaki drogowe, dziury w ulicy. No cóż, jak taki już jestem. W Słupsku mamy takie osiedle zachód, niektórym kojarzy się z dzikim zachodem. Tyle spraw udało się tam załatwić, że jeden z mieszkańców ostatnio stwierdził, że „zachód” będzie można już wykreślić i zmienić nazwę na inną.
Dziury i pomoc uchodźcom w Bytowie
Bytów jest miastem znacznie mniejszym niż Słupsk i liczy ok. 20.000 mieszkańców. W porównaniu z miastem nad Słupią trzeba przyznać, że radni wykazali się nieco większą pracowitością. W ubiegłym roku złożyli 57 interpelacji i zapytań. Rekordzistą okazał się Stanisław Borzyszkowski, który wysłał do urzędu 16 pism, na drugim miejscu uplasował się Leszek Szymczak – 10, a na trzecim Bartosz Majkowicz z 6 zapytaniami.
Radni interweniowali głównie w sprawie miejskich usterek: zwisających gałęzi, dziurawych ulic, czy zmiany organizacji ruchu. Bytowski rekordzista radny Borzyszkowski ewidentnie zna najdrobniejsze bolączki bytowian i skrupulatnie przygląda się wszelkim niedociągnięciom w mieście. Apelował m. in. o zamontowanie tablicy informacyjnej na budynku zabytkowej poczty, naprawy uszkodzonych znaków drogowych, usunięcia suchych pni czy braku rur miedzianych na ścianie zamku. Większość jego postulatów załatwiono pozytywnie. Szymczak natomiast mocno przejął się sprawami Ukraińców, którzy z powodu wojny przybili do Bytowa wiosną ubiegłego roku. Zwrócił się do ratusza z prośbą o możliwość nieodpłatnego o korzystania z kompleksu basenowego przez uchodźców, emisji hymnu Ukrainy z wieży kościoła św. Katarzyny, zawieszenie ukraińskiej flagi przed Urzędem Miejskim na znak solidarności z uchodźcami, czy zwolnienia z części opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi właścicieli nieruchomości, którzy przyjęli uchodźców wojennych oraz zamieszczenia na parkomatach informacji w języku ukraińskim.
– Polacy wiedzą co oznacza utracenie własnego państwa, niepodległości, wymazania z mapy świata i fizyczne niszczenie przez agresora własnego kraju i obywateli, dlatego tak bardzo rozumiemy sytuację Ukrainy, która walczy o byt i przetrwanie – podaje powody swoich interpelacji Leszek Szymczak… Stąd też pomoc dla uchodźców i dbanie o to, aby czuli się u nas dobrze. Mamy też historyczną okazję do zbudowania dobrosąsiedzkich relacji. Nie możemy tego zmarnować i my i Ukraińcy.
A w Lęborku to już chyba jakieś wyścigi
I na koniec perełka. Rekord w regionie pobili lęborscy radni. Zarzucili Burmistrza Miasta – Witolda Namyślaka setkami interpelacji. Złożyli ich aż 312! Rekordzistą został Krzysztof Świątczak, który złożył 88 interpelacji. Kolejny na liście jest Włodzimierz Klata – 65 oraz Zbigniew Rudyk – 40. I można odnieść wrażenie, że lęborscy radni ścigają się w liczbie pism wysyłanych do ratusza. Podczas ostatniej sesji panowie z czołówki tego rankingu, nie omieszkali sobie wytknąć tej nadmiernej aktywności.
– A tak po drugie panie radny Krzysztofie, czy wniósł pan jakieś poprawki do budżetu – dopytywał radnego Świątczaka, radny Rudyk. – W ramach tych pana interpelacji miał pan szansę to zrobić, a nic nie widziałem. A zaraz będzie ich 125 – ironizował radny… Pisze pan tylko interpelacje i nic z nich nie ma.
Radny Świątczak nie pozostawał dłużny… Ja pana nie będę uczył, to nie były interpelacje, tylko zapytania – mówił radny. A jeśli pan twierdzi, że moje zapytania nic nie wnoszą to ja już panu kiedyś napisałem na facebooku, że podliczymy to na koniec kadencji.
Nie marudzą i odpisują
Czy taka liczba pism może sparaliżować pracę urzędu?
– Tak, liczba może być uporczywa, ale świetnie sobie dajemy radę – mówi Witold Namyślak, burmistrz Lęborka. Radny ma prawo zadawać pytania i składać interpelacje, a naszym obowiązkiem jest na nie odpowiadać, co zresztą robimy w wyznaczonym przez prawo terminie. Faktycznie pod tym względem nasi radni są bardzo aktywni, a bardzo czujni są chociażby podczas przeprowadzanych inwestycji…
Źródło informacji: za zgodą gp24.pl (Sylwia Lis)