26/12/2024
Aktualności

W Łebie w morzu znaleziono ciało kolejnej osoby

reklama

W sobotę, 27 sierpnia  przed południem znaleziono w morzu w Łebie ciało 25-latka, który utonął 4 dni wcześniej. Tymczasem dzisiaj przed godz. 11 znaleziono kolejne ciało, jak się okazuje również mężczyzny w wieku 25-30 lat, który musiał utonąć prawdopodobnie w tym samym czasie co poprzednia osoba. Jednak w tym przypadku nikt nie zgłaszał utonięcia, a personalia drugiego mężczyzny są nieznane.

reklama

Służby ratownicze wezwali turyści, którzy są zaskoczenie znalezieniem drugiego ciała dzień po dniu. Na miejscu jest prokurator, który ustala okoliczności zdarzenia i personalia osoby.

– Potwierdzam, że faktycznie przed godziną 11 znaleźliśmy w kanale portowym ciało mężczyzny, który jak się okazuje musiał zaginąć kilka dni wcześniej – mówi mł. asp. Magdalena Zielke, p.o. rzecznika prasowego KPP Lębork. – Dziwne jest jednak to, że nikt nie zgłaszał nam zaginięcia czy przypadku utonięcia takiej osoby.

Tymczasem do nas zgłosiła się rodzina 25-latka z woj. małopolskiego, którego ciało znaleziono w sobotę. Przypomnijmy, że cała tragedia, która miała miejsce w ubiegły wtorek, działa się na oczach rodziny. 25-latek wszedł do wody ze swoim bratem, na brzegu została m.in. siostra i rodzice. Na głębokości ok. 1,5 metra 25-latek zniknął z oczu rodzinie. Prawdopodobnie zachłysnął się wodą i zniknął pod taflą wody. Jego bracia próbowali go szukać, jednak w morskiej wodzie trudno był coś zobaczyć.

– Wtedy bracia krzyknęli do mnie, bym pobiegła po ratowników, którzy znajdowali się 200 metrów dalej – relacjonuje zdarzenia siostra mężczyzny, który utonął. – Z pięciu ratowników, którzy wówczas byli na plaży przyszło dwóch. W mediach pojawiają się informacje, że akcja ratownicza trwała kilka godzin, tymczasem po 40 minutach, ratownicy wyszli z wody i kazali nam wezwać łódź z Brzegowej Stacji Ratownictwa.

Rodzina ma za złe ratownikom, że swoje działania prowadzili tylko w ograniczonym składzie, że nie wezwali od razu odpowiednich służb, np. straży pożarnej, łodzi, czy karetki w przypadku gdyby ciało się znalazło i była konieczna reanimacja znalezionej osoby.

– Przecież zasadą ratowników WOPR powinno być przede wszystkim ratowania człowieka i zrobienie wszystkiego, by go odnaleźć – twierdzi siostra mężczyzny, który utonął. – Wszyscy byliśmy w szoku po tym co się stało, tymczasem nie dość, że nie udzielono nam żadnej pomocy, zostaliśmy pozostawieni na plaży bez opieki. Czy ktoś to zrozumie, co czuliśmy, kiedy bezradnie patrzyliśmy się fale morza?

Ratownicy WOPR nie poinformowali żadnych innych służb o prowadzonej przez siebie akcji. Kiedy skończyli pracę wrócili jak gdyby nigdy nic w rejon, gdzie znajduje się strzeżona plaża. Rodzina była w szoku, kiedy na drugi dzień na komisariacie policji w Łebie powiedziano im, że o zdarzeniu na plaży nikt ich nie poinformował.

Spytaliśmy się szefa ratowników, który w tym dniu patrolował plażę Agados, czy ratownicy nie mają sobie nic do zarzucenia.

– Zrobiliśmy co było w naszej mocy, na miejsce wysłałem dwie osoby, bo nie mogłem wysłać wszystkich, ktoś przecież musi być na plaży strzeżonej – mówi Wojciech Tomasz Iwanicki ratownik WOPR. – W tym dniu temperatura woda w Bałtyku była niska i było dość chłodno. Ratownicy mogli tak długo przebywać w wodzie na ile pozwalały warunki. Ich dalsze przebywanie w takich warunkach mogło skończyć się kolejną tragedią. Oprócz tego na miejsce wysłałem naszą łódkę. By akcja mogła być kontynuowana, poprosiłem rodzinę, by powiadomili Brzegową Stację Ratownictwa.

I na tym działania WOPR się zakończyły. Nikt nie zwracał już uwagi na rodzinę młodego mężczyzny, którego ciało znaleziono przecież w tym samym miejscu. Może gdyby przyłożono się do poszukiwać udałoby się go odnależć w tym samym dniu. Na pytanie czy ratownicy nie powinni poinformować innych służb, w tym policji lub czy rodzina mężczyzny, który utonął nie powinna być objęta opieką, ratownik się nie wypowiedział. Stwierdził, że skoro nie znaleziono ciała, nie było po co wzywać policji. Rodzina 25-latka nie zostawi tak tej sprawy, ma wiele zrzutów zarówno co prowadzenia samej akcji ratowniczej (czas prowadzonej akcji, zaangażowanie, brak poinformowania innych służb ratowniczych) oraz tego co działo się później (brak pomocy rodzinie chłopaka, nie poinformowanie odpowiednich służ o prowadzonej i zakończonej akcji poszukiwawczej).

– Wiele do życzenia zostawia również oznakowanie samych plaż w Łebie – mówi siostra 25-latka. – Byliśmy zaledwie 200 metrów od wieżyczki ratowników licząc na to, że będąc w pobliżu zawsze możemy liczyć na pomoc. Ale nie takiej pomocy się spodziewaliśmy. Plaże niestrzeżone w Łebie nie są oznakowane, a to większość miejsc tutaj, jednak żadnej tabliczki nie znajdziemy, że plaża jest niestrzeżona i kąpiele na własną odpowiedzialność. Nie robi się tego, by nie odstraszać turystów. Przyjeżdżamy tutaj tylko po to, by na nas zarabiać, jednak niczego się nie robi, byśmy mogli tu się czuć bezpiecznie.

Adam Reszka

reklama

reklama